niedziela, 9 grudnia 2012

bartosz drugi


Nigdy nie lubił mówić o sobie. Dla wielu był tajemnicą, która pozostanie na zawsze nieodkryta. Z pozoru był duszą towarzystwa, lecz skrywał wiele sekretów o których nie chciał powiedzieć nawet mi; zwykle wynikały z tego awantury, kiedy przypadkiem dowiadywałam się o jego nowych związkach, a kiedy już zdobył się na rozmowę ze mną, zanim wykrztusił o co chodzi, przeżywał męczarnie. Wątpię, by umiał kiedykolwiek powiedzieć kocham. Zdecydowanie był człowiekiem czynu, potrafił jak nikt pokazać, że mu zależy, troszczyć się, zabiegać, lecz zawsze ukrywał prawdziwe uczucia.
Widząc, jak pali jednego papierosa za drugim, wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie chciałam go zmuszać, bo doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że potrzebuje czasu.
-Zuza, poznałem kogoś.- wykrztusił w końcu, między buchem fajki a łykiem piwa; ciężko oddychał, jakby właśnie przebiegł maraton. Ja natomiast doznałam nieprzyjemnego uczucia, które można by porównać z kopnięciem w żołądek albo wyrywaniem wnętrzności- ugodził fakt, że nie jest sam.
Natychmiast w myślach powiedziałam sobie, że to niczego nie zmienia, bo jesteśmy tylko przyjaciółmi, a on jest szczęśliwy, że odzyskał Mrozicką, z którą może śmiało balować do rana, śpiewać radiowe hity, jeżdżąc bez celu po nocnym Bełchatowie i godzinami rozmawiać o książkach.
Nic więcej.
-To wspaniale. Jaka jest?- wymuszony entuzjazm okazał się być całkiem dobry, bo Bartosz rozgadał się, opowiadając o niej.
 Piękna, mądra, elokwentna, umuzykalniona, lubi dobre książki, jej rodzice są prawnikami, sama studiuje ten kierunek, by przejąć w chuj wyjebaną kancelarię po ojcu; ogólnie to nie zna się z jej rodziną, ale podobno nie mogą się doczekać, kiedy go zobaczą; ponadto ma cudowne volvo i mieszkanie w centrum Łodzi oraz brata, z którym zdążył się już pokłócić o wyższość siatkówki nad piłką nożną.
Podczas półgodzinnej opowieści zdążyłam wpaść w kompleksy, wypić do końca piwo, spalić pół ramy fajek, trochę w myślach porozpaczać nad swoim losem i kiedy już miałam wyrazić smutek z powodu, że nie będzie nam się dane poznać z powodu jej zapchanego kalendarza, Bartosz wprawił mnie w osłupienie, oświadczając, że jutro przyjeżdża, bo są urodziny Winiara, na które z całą pewnością idę.
-Nie będzie zła, że zwaliłam ci się na głowę?- tu nastąpił mój błąd, gdyż nastąpiła litania o tym, jaka ona jest cudowna i jak bardzo się polubimy; nie sądziłam, że tak się stanie, bo kto normalny akceptowałby teoretycznie obcą kobietę pod dachem swojego faceta?

Pomimo protestów, narzekań, jęków na imprezę zostałam zaciągnięta tam przez samego solenizanta, który, lekko podpity chciał siłą wypędzić mnie z kurkowego mieszkania, stwierdzając, że dopiero co się pojawiłam, a już ich olewam.
Zdążyłam już zapomnieć jak wyglądają siatkarskie popijawy; we Francji nie było z kim porządnie napić się wódki bo odlatywali po czterech kieliszkach. Salon zapełniony ludźmi, którzy albo kręcili się przy głównym didżeju imprezy Picie, wykonywali śmieszne półobroty przypominające taniec, tłukąc co rusz coś z półki lub chowali głowę w ramionach, jak Dagmara, która najwidoczniej postanowiła przestać rozpaczać po kolejnej zbitej rodzinnej fotografii w ramce.
-Po tym porozciąganym swetrze z babcinej szafy i czerwonych włosach wszędzie cię rozpoznam, Mrozicka.- teraz to wykonałam kaleki obrót, zrzucając dwa kieliszki i rzuciłam się na Julkę; darłyśmy się, przekrzykując grającą muzykę, Michała rozpaczającego, że się starzeje i Wlazłego zawiniętego w dywan i same siebie. Ona wrzeszczała, że jestem chujem a nie przyjaciółką, bo nawet nie zadzwoniłam, że wracam, a ja że jest chujem nie przyjaciółką, bo miała mnie odwiedzić; trzeźwiejsi śmiali się z tego, zaraz chwytając za wódkę.
Nie liczyłam, ile wypiłam, jednak wiem że dość sporo. Chyba przesadziłam; wirowałam na parkiecie w takt muzyki z Winiarem, równocześnie bełkocąc coś do Julki, która była obok. Piosenka się skończyła, na co Michał szarmancko się ukłonił powodując że leżałyśmy na podłodze, pijacko się śmiejąc.
-Chodź.- głos przy uchu spowodował, że zadrżałam, a kiedy zbierał mnie z parkietu przylgnęłam do niego całym ciałem. Uśmiechał się ze zrozumieniem- wcale nie był pijany i duchu pewnie miał ze mnie niezły ubaw. Straciłam nieco orientację i dopiero kiedy ostre światło jarzeniówki zaczęło dokuczać, poznałam, że jesteśmy w kuchni, a przy stole siedziała jakaś postać.
-Kto to?- oprałam się na blacie, śmiesznie mrużąc oczy, żeby jej się przyjrzeć. Na oko była dość wysoka, sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej ale, co zdołało dostrzec moje pijackie oko, była dość charyzmatyczną brunetka.
-To jest właśnie Eliza.
Chciałam się rozpłakać, ale Julka by mi tego nie wybaczyła. Po za tym po takiej ilości alkoholu nie za bardzo docierał do mnie fakt, że to ona zawładnęła moim Bartkiem; chciałam tańczyć i pić dalej, palić i śpiewać, najlepiej jak najszybciej.
-Miło mi. Zuza jestem.- wyciągnęłam do niej rękę; gdy uścisnęła moją, zrobiło mi się głupio z powodu odprysków czerwonego lakieru na paznokciach; jej idealnie wypielęgnowana dłoń stanowiła kontrast z moją zaniedbaną.
Rozmawiałyśmy; o wszystkim i o niczym, lecz wystarczająco dużo, by stwierdzić, że Bartek miał pełne prawo się zakochać i że ani jedno słowo, które na jej temat wypowiedział, nie było kłamstwem. Długo zastanawiałam się, jak można być tak cholernie idealnym i pociągającym; powinnam ją polubić, jednakże nie mogłam; wciąż w mojej głowie kołatała się myśl, że to ona posiada Kurka, ona się z nim kocha, ona dzieli z nim sypialnię, ona może dotykać jego policzków, ona może podziwiać dołeczki w policzkach.
Potem pojawiła się Julka i zaciągnęła na kielicha; po kilku szybkich kolejkach popijanych piwem na zmianę z szampanem zrobiło mi się tak cholernie niedobrze, że nie zdążyłam nawet nic powiedzieć.
Umierającą w łazience znalazł mnie Bartosz; jego pobłażliwy uśmiech doprowadził mnie do szaleństwa i zdążyłam pokazać mu faka zanim znów ogarnęły mnie mdłości. Roześmiał się głośno, trzymając mi włosy swoją ogromną dłonią tuż na karku, co jakiś poeta mógł uznać za cholernie romantyczne.
-Jak tylko wytrzeźwieję, to cię zajebię, Kurek.
Wzruszył tylko ramionami, wyszedł, po czym wrócił z moimi butami i swoją kurtką. Nie zrozumcie mnie źle, ale musiałam spojrzeć na niego jak na debila, tym bardziej, że założył mi glany na nogi i odział w swoją  dziesięć numerów za dużą kurtkę.
-Co ty robisz?- zdołałam wykrztusić, kiedy wyprowadził mnie z bloku, każąc głęboko oddychać.
-Impreza chyba skończona, co?- zaśmiał się, gdy na jego słowa zwróciłam kolejną część obiadu z głośnym przekleństwem.

______________
Dlaczego jest tak zimno?

9 komentarzy:

  1. O, ja też dzisiaj umierałam w łazience. Cudowne uczucie. Mam dzisiaj problem z napisaniem czegokolwiek, co byłoby w jakimś stopniu zdatne do ogarnięcia. Więc napiszę znowu, że Ty wiesz, że ja. I że za dobrze Ci, że dostałaś fragment mojej ósemki i dziewiątki.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie jest mi za dobrze, wcale. Szczególnie z myślą, że dokończysz luksurię i mi spierdolisz :c

    OdpowiedzUsuń
  3. On jest ślepy, ona, no przepraszam, głupia, nie ma co, idealnie się dobrali.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zuza nie powinna ukrywać swoich uczuć. Jest głupia, że tak robi, bo powinna o Bartosza zawalczyć. A on no cóż na prawdę potrzebuje okularów aby zobaczyć, że Zuza nie traktuje go tylko jak przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, bo kacyk i wariacje żołądkowe nie mają serca.
    Bartkowi zalecam jakieś lepsze binokle na ten śmieszny nosek. Za Zuzę niech się bierze, a nie pierdoli farmazony i angażuje się w związek z jakąś tam Elizą!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko co ma gdzieś w treści "Bartek" ostatnio wprawia mnie w jakiś dziwny stan. Chyba polubiłam o nim czytać, choć do pisania nie zabiorę się nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ooo losie. Aż mi się jakoś "odejdź, odejdź" zrobiło. Kurek, Ty ciołku.

    OdpowiedzUsuń
  8. Już ich wszystkich polubiłam, a o Kurku dawno nie czytałam, więc to mi sprawiło cholerną przyjemność. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga