Nigdy nie lubił mówić o sobie. Dla wielu był tajemnicą,
która pozostanie na zawsze nieodkryta. Z pozoru był duszą towarzystwa, lecz
skrywał wiele sekretów o których nie chciał powiedzieć nawet mi; zwykle
wynikały z tego awantury, kiedy przypadkiem dowiadywałam się o jego nowych
związkach, a kiedy już zdobył się na rozmowę ze mną, zanim wykrztusił o co
chodzi, przeżywał męczarnie. Wątpię, by umiał kiedykolwiek powiedzieć kocham.
Zdecydowanie był człowiekiem czynu, potrafił jak nikt pokazać, że mu zależy,
troszczyć się, zabiegać, lecz zawsze ukrywał prawdziwe uczucia.
Widząc, jak pali jednego papierosa za drugim, wiedziałam, że
coś jest nie tak. Nie chciałam go zmuszać, bo doskonale zdawałam sobie z tego
sprawę, że potrzebuje czasu.
-Zuza, poznałem kogoś.- wykrztusił w końcu, między buchem
fajki a łykiem piwa; ciężko oddychał, jakby właśnie przebiegł maraton. Ja
natomiast doznałam nieprzyjemnego uczucia, które można by porównać z kopnięciem
w żołądek albo wyrywaniem wnętrzności- ugodził fakt, że nie jest sam.
Natychmiast w myślach powiedziałam sobie, że to niczego nie
zmienia, bo jesteśmy tylko przyjaciółmi, a on jest szczęśliwy, że odzyskał
Mrozicką, z którą może śmiało balować do rana, śpiewać radiowe hity, jeżdżąc
bez celu po nocnym Bełchatowie i godzinami rozmawiać o książkach.
Nic więcej.
-To wspaniale. Jaka jest?- wymuszony entuzjazm okazał się
być całkiem dobry, bo Bartosz rozgadał się, opowiadając o niej.
Piękna, mądra, elokwentna,
umuzykalniona, lubi dobre książki, jej rodzice są prawnikami, sama studiuje ten
kierunek, by przejąć w chuj wyjebaną kancelarię po ojcu; ogólnie to nie zna się
z jej rodziną, ale podobno nie mogą się doczekać, kiedy go zobaczą; ponadto ma
cudowne volvo i mieszkanie w centrum Łodzi oraz brata, z którym zdążył się już
pokłócić o wyższość siatkówki nad piłką nożną.
Podczas półgodzinnej opowieści zdążyłam wpaść w kompleksy,
wypić do końca piwo, spalić pół ramy fajek, trochę w myślach porozpaczać nad
swoim losem i kiedy już miałam wyrazić smutek z powodu, że nie będzie nam się
dane poznać z powodu jej zapchanego kalendarza, Bartosz wprawił mnie w
osłupienie, oświadczając, że jutro przyjeżdża, bo są urodziny Winiara, na które
z całą pewnością idę.
-Nie będzie zła, że zwaliłam ci się na głowę?- tu nastąpił
mój błąd, gdyż nastąpiła litania o tym, jaka ona jest cudowna i jak bardzo się
polubimy; nie sądziłam, że tak się stanie, bo kto normalny akceptowałby
teoretycznie obcą kobietę pod dachem swojego faceta?
Pomimo protestów, narzekań, jęków na imprezę zostałam
zaciągnięta tam przez samego solenizanta, który, lekko podpity chciał siłą
wypędzić mnie z kurkowego mieszkania, stwierdzając, że dopiero co się
pojawiłam, a już ich olewam.
Zdążyłam już zapomnieć jak wyglądają siatkarskie popijawy;
we Francji nie było z kim porządnie napić się wódki bo odlatywali po czterech
kieliszkach. Salon zapełniony ludźmi, którzy albo kręcili się przy głównym
didżeju imprezy Picie, wykonywali śmieszne półobroty przypominające taniec,
tłukąc co rusz coś z półki lub chowali głowę w ramionach, jak Dagmara, która
najwidoczniej postanowiła przestać rozpaczać po kolejnej zbitej rodzinnej
fotografii w ramce.
-Po tym porozciąganym swetrze z babcinej szafy i czerwonych
włosach wszędzie cię rozpoznam, Mrozicka.- teraz to wykonałam kaleki obrót,
zrzucając dwa kieliszki i rzuciłam się na Julkę; darłyśmy się, przekrzykując
grającą muzykę, Michała rozpaczającego, że się starzeje i Wlazłego zawiniętego
w dywan i same siebie. Ona wrzeszczała, że jestem chujem a nie przyjaciółką, bo
nawet nie zadzwoniłam, że wracam, a ja że jest chujem nie przyjaciółką, bo
miała mnie odwiedzić; trzeźwiejsi śmiali się z tego, zaraz chwytając za wódkę.
Nie liczyłam, ile wypiłam, jednak wiem że dość sporo. Chyba
przesadziłam; wirowałam na parkiecie w takt muzyki z Winiarem, równocześnie
bełkocąc coś do Julki, która była obok. Piosenka się skończyła, na co Michał
szarmancko się ukłonił powodując że leżałyśmy na podłodze, pijacko się śmiejąc.
-Chodź.- głos przy uchu spowodował, że zadrżałam, a kiedy
zbierał mnie z parkietu przylgnęłam do niego całym ciałem. Uśmiechał się ze
zrozumieniem- wcale nie był pijany i duchu pewnie miał ze mnie niezły ubaw.
Straciłam nieco orientację i dopiero kiedy ostre światło jarzeniówki zaczęło
dokuczać, poznałam, że jesteśmy w kuchni, a przy stole siedziała jakaś postać.
-Kto to?- oprałam się na blacie, śmiesznie mrużąc oczy, żeby
jej się przyjrzeć. Na oko była dość wysoka, sprawiała wrażenie delikatnej i
kruchej ale, co zdołało dostrzec moje pijackie oko, była dość charyzmatyczną
brunetka.
-To jest właśnie Eliza.
Chciałam się rozpłakać, ale Julka by mi tego nie wybaczyła.
Po za tym po takiej ilości alkoholu nie za bardzo docierał do mnie fakt, że to
ona zawładnęła moim Bartkiem; chciałam tańczyć i pić dalej, palić i śpiewać,
najlepiej jak najszybciej.
-Miło mi. Zuza jestem.- wyciągnęłam do niej rękę; gdy
uścisnęła moją, zrobiło mi się głupio z powodu odprysków czerwonego lakieru na
paznokciach; jej idealnie wypielęgnowana dłoń stanowiła kontrast z moją
zaniedbaną.
Rozmawiałyśmy; o wszystkim i o niczym, lecz wystarczająco
dużo, by stwierdzić, że Bartek miał pełne prawo się zakochać i że ani jedno
słowo, które na jej temat wypowiedział, nie było kłamstwem. Długo zastanawiałam
się, jak można być tak cholernie idealnym i pociągającym; powinnam ją polubić,
jednakże nie mogłam; wciąż w mojej głowie kołatała się myśl, że to ona posiada
Kurka, ona się z nim kocha, ona dzieli z nim sypialnię, ona może dotykać jego
policzków, ona może podziwiać dołeczki w policzkach.
Potem pojawiła się Julka i zaciągnęła na kielicha; po kilku
szybkich kolejkach popijanych piwem na zmianę z szampanem zrobiło mi się tak
cholernie niedobrze, że nie zdążyłam nawet nic powiedzieć.
Umierającą w łazience znalazł mnie Bartosz; jego pobłażliwy
uśmiech doprowadził mnie do szaleństwa i zdążyłam pokazać mu faka zanim znów
ogarnęły mnie mdłości. Roześmiał się głośno, trzymając mi włosy swoją ogromną
dłonią tuż na karku, co jakiś poeta mógł uznać za cholernie romantyczne.
-Jak tylko wytrzeźwieję, to cię zajebię, Kurek.
Wzruszył tylko ramionami, wyszedł, po czym wrócił z moimi
butami i swoją kurtką. Nie zrozumcie mnie źle, ale musiałam spojrzeć na niego
jak na debila, tym bardziej, że założył mi glany na nogi i odział w swoją dziesięć numerów za dużą kurtkę.
-Co ty robisz?- zdołałam wykrztusić, kiedy wyprowadził mnie
z bloku, każąc głęboko oddychać.
-Impreza chyba skończona, co?- zaśmiał się, gdy na jego
słowa zwróciłam kolejną część obiadu z głośnym przekleństwem.
______________
Dlaczego jest tak zimno?
O, ja też dzisiaj umierałam w łazience. Cudowne uczucie. Mam dzisiaj problem z napisaniem czegokolwiek, co byłoby w jakimś stopniu zdatne do ogarnięcia. Więc napiszę znowu, że Ty wiesz, że ja. I że za dobrze Ci, że dostałaś fragment mojej ósemki i dziewiątki.
OdpowiedzUsuńnie jest mi za dobrze, wcale. Szczególnie z myślą, że dokończysz luksurię i mi spierdolisz :c
OdpowiedzUsuńOch, no tak nie całkiem! C:
UsuńOn jest ślepy, ona, no przepraszam, głupia, nie ma co, idealnie się dobrali.
OdpowiedzUsuńZuza nie powinna ukrywać swoich uczuć. Jest głupia, że tak robi, bo powinna o Bartosza zawalczyć. A on no cóż na prawdę potrzebuje okularów aby zobaczyć, że Zuza nie traktuje go tylko jak przyjaciela.
OdpowiedzUsuńNo tak, bo kacyk i wariacje żołądkowe nie mają serca.
OdpowiedzUsuńBartkowi zalecam jakieś lepsze binokle na ten śmieszny nosek. Za Zuzę niech się bierze, a nie pierdoli farmazony i angażuje się w związek z jakąś tam Elizą!
Wszystko co ma gdzieś w treści "Bartek" ostatnio wprawia mnie w jakiś dziwny stan. Chyba polubiłam o nim czytać, choć do pisania nie zabiorę się nigdy.
OdpowiedzUsuńOoo losie. Aż mi się jakoś "odejdź, odejdź" zrobiło. Kurek, Ty ciołku.
OdpowiedzUsuńJuż ich wszystkich polubiłam, a o Kurku dawno nie czytałam, więc to mi sprawiło cholerną przyjemność. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń