środa, 2 stycznia 2013

bartosz piąty


Mnóstwo ludzi, z niecierpliwością czekających na swój lot, para zakochanych, żegnająca się namiętnie, matka próbująca wymusić spokojne siedzenie jakiegoś dziecka, starsze panie awanturujące się z wszystkimi i mnóstwo taksówek.
Przyjazd tutaj był błędem, bezsensownym błędem, którego będę żałować do końca życia; opuściłam stolicę Francji tylko po to, aby poczuć miękkość ust i ucieszyć się na widok niebieskich oczu wpatrzonych we mnie z pożądaniem. To było typowe dla głupich nastolatek, rzucać wszystko dla jednej chwili, nie wiedząc, czy ona się przydarzy.
Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem i jedyne czego żałuję, to że u Bartosza w mieszkaniu zostawiłam moją koszulkę z Kurtem i ulubiony kubek; pakowanie i uciekanie w pośpiechu potęguje wrodzone zapominalstwo.
Obracam bilety, wpatrując się w dzisiejszą datę, która jest osobistym końcem świata i zastanawiam się, ile jeszcze mogę uciekać przed wszystkim i ile nieprzemyślanych decyzji podejmę.
Obiecuję sobie, że z Paryża wygoni mnie tylko jakaś katastrofa ekologiczna, nic innego. Żadne Kurki, Julki, mamy, tatusiowe, Elizy ani ich ojcowie. Nikt.
No, chyba że w ogóle tam nie dotrę.
Ktoś wyjmuje z mojej ręki bilety i drze je na drobne kawałeczki, rozsypując wokoło.
-Co ty robisz, idioto? Teraz muszę pojechać autobusem.- głosem wyzbytym z emocji mówię i wstaję, żeby udać się do taksówki. Tak beznadziejnie obojętna jestem, przechodząc po kupce tego, co przed chwilą było moją ucieczką, że aż sama się dziwię.
-Zuza, nie przespałem się z tobą, bo Eliza mnie rzuciła.- próbuje odwrócić mnie ku sobie, lecz licho mu to wychodzi.
-Interesujące.- mruczę, wsiadając do taksówki, a Kurek ładuje się za mną.
-Gdzie jedziemy?- pyta radosny taksówkarz, a ja zaczynam się denerwować, mówiąc by pojechał na dworzec.
-Nie, nie na dworzec. Nigdzie. Wysiadamy.- Bartek wypycha mnie z auta i namiętnie całuje, a ja kompletnie głupieję.
-Przepraszam, jestem idiota, kretyn, złamas pierdolony. Za wszystko przepraszam. A bilet ci wynagrodzę. Pojedziemy gdzieś, co ty na to? Na przykład do Rzymu. O mój Boże, zapomniałem , jak ty uwielbiasz Rzym, chodź. Mam dwa dni wolnego, zadzwonię do Jacka, że nie będzie mnie na treningach i w Rzymie opowiem ci, jak bardzo cię kocham, dobrze, Zu?
-Jesteś popieprzony.- stwierdzam, kiedy chwyta mnie za rękę i z powrotem prowadzi mnie do terminalu, bajeruje panią w kasie i sadza obok siebie w samolocie, mówiąc, że muszę go uspokajać, bo wciąż się boi.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

________
Bartuś żegna łzawym, przewidywalnym i patetycznym końcem, a Zielarka nie wie co dalej.
Może Nicola, może Matej, może Anto a najpewniej to nic.  

20 komentarzy:

  1. Zrób mi dobrze, Ziel, przy okazji bądź oryginalna (tak, tak, to jest bardzo mocny argument!) i napisz Mateja. Nie wiem skąd moja słabość do niego, ale o nim nikt nie pisze i to jest okrutna niesprawiedliwość losu.

    A Kurek naprawdę wciąż wzbudza we mnie matczyne odruchy, nawet wtedy kiedy ją taaaak namiętnie całuje, ma słowotok i generalnie jest taki dziecinnie radosny. Ta jego radość mnie urzeka.
    Szczęśliwy, banalny koniec też.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ci dam nic
    piszesz świetnie i bardzo ale to bardzo chciałabym przeczytać coś o Nikoli w twoim wykonaniu:)
    weny życzę :):D

    OdpowiedzUsuń
  3. I nawet to, że nie ma w tym krzty oryginalności, a takich historii czytałam setki to i tak Bartek trafił we mnie, tak doszczętnie i tak cholernie mi się spodobał :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki bystrzak ze mnie, że nawet dojrzałam piąteczkę : ) Ja już Ci słodziłam, na temat Bartusia i wiedz, że czekam na mojego Michała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał się jakby zablokował. :c

      Usuń
    2. To go przepychaczką trzeba będzie potraktować. Zajmę się tym niedługo...

      Usuń
  5. Słodko i przewidywalnie, tak to zdecydowanie pasuje do Bartka. Aczkolwiek to była miła dla oczu historia. Jakie tam nic?! Chcemy więcej! Kogokolwiek, bo i tak będzie genialny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpewniej Nikola i kij Ci w oko, innej opcji nie ma!
    Jakby mi taki uszatek podarł bilet za moje ciężko zarobione pieniądze, to by mu nawet Rzym nie pomógł, dostałby w dupę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Zielarko, jako że jestem tutaj stałą czytelniczką i uwielbiam Twoją prozę, proszę nie rób mi tego i napisz coś jeszcze, choćby o menelu z ulicy (z całym szacunkiem dla tej osoby). Proszę i pozdrawiam
    Stała czytelniczka Melatonia :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Od razu gdy zaczęłam czytać ten rozdział wiedziałam, że Bartosz się pojawi i nie pozwoli jej odejść ;)

    No to teraz czekam na coś nowego i mam nadzieje, że szybko się pojawi ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale koniec...? No ja się zaczęłam przywiązywać do Bartka, do Zu, a tu... O. :<
    No to teraz mam nadzieję, że szybko coś zaczniesz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię, lubię, lubię i czekam na symfonicznie♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Obojętnie o czym, bylebyś napisała, może być ten menel od Melatoniny :D. Lubię takie banalne kurkowe zakończenia, nie wiem czemu, ale lubię.

    OdpowiedzUsuń
  12. może Anto, ba! może Michał z niebieskimi oczyma, <3

    OdpowiedzUsuń
  13. na nic to się nie godzę. Antoś może być, a jakże. albo nie, Nikola! ostatnio mam sentyment do tego faceta.
    chociaż w moim mniemaniu Kurek powinien dostać automatycznie w pysk za podarcie biletów, no to kurwa, urzekł mnie tymi słowami. a to dziwne, bo jedyne, czym wcześniej potrafił mnie urzec, to jedynie uśmiechem. pf, zaczynam głupieć.

    OdpowiedzUsuń
  14. "Przepraszam, jestem idiota, kretyn, złamas pierdolony" - aw, Kurek, wreszcie to przyznałeś! Hej, ale to bardzo słodkie było, no i podoba mi się taki koniec, cholernie mi się podoba.
    A ty, droga Ziel, napiszesz i Anto, i Mateja, i Nikolę. A może jeszcze tak Pierre'a? Pierre jest fajny ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam tylko jedno pytanie - jak to się stało, że to przegapiłam??? Nic mnie nie tłumaczy. U Ciebie nawet Bartek ma sens.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam! Świetny Blog! Zapraszam na swój ;D http://w-drodze-do-niebaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Leżę w łóżku, czytam to wszystko, słucham pieprzonego 'chciałbym umrzeć z miłości' i cholera jasna, ryczę o drugiej w nocy.
    Bo ta końcówka jest tak bardzo idealna jak on.
    Lubię te jego oczy, lubię Zuzkę, ale nie lubię zakończeń, nawet tak genialnych jak to.

    A czytając poprzedni rozdział miałam nieczyste myśli, a w słuchawkach leciała mi 'raissa' Strachów.

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda, że tak krótko ej :c

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga